Byłam ostatnio (przypadkiem bo z koleżanką) na siłowni w kobiecym fitness klubie. Nadworna pani trener odwraca się tyłem do sali. A tam za nią, istny armagedon się dzieje. Ileż to udziwnień , ruchów od których aż boli jak się patrzy, kary (a raczej kontuzji) godnych blędów.

To smutne bo bycie trenerem, to w moim mniemaniu „powołanie” troska o ludzi, wpieprzanie się gdy widzę ze robi źle, utrwala niepoprawny ruch ( oduczyć  potem jest tysiąc razy trudniej niż nauczyć kogoś od zera) …
 
Wielokrotnie ludzie którzy przychodzą na moje treningi opowiadają jak to kiedyś właśnie nabawili się kontuzji przez swoją „samowolkę”, zdarzają się też tacy którzy przez źle rozpisane plany treningowe, brak odpowiedniej uwagi trenerskiej doprowadzili do kontuzji. Liczmy się z tym, że nie każdy będzie umiał dane ćwiczenie wykonywać poprawnie. Niestety często brakuje zrozumienia ze strony trenera, zadania ćwiczeń korekcyjnych, wyjaśnienia, że potrzeba cierpliwości i czasu. 


Jeśli już wybieram się gdzieś na trening poza „własny ogródek” i crossfitowy box to jest to rzadkość. Kluby fitness mnie przerażają. Znacie to? Miliony sieciowych klubów fitness których głównym celem, jest nie pomaganie ludziom i mądra nauka jak czerpać z aktywności fizycznej profity tylko trzepanie kasy. 

W takich miejscach trzeba naprawdę przemyśleć wybór trenera personalnego, wybór zajęć, bo niestety nie wszyscy robią to z pasji. Nie wszyscy są w stanie przyznać się, że czegoś nie wiedzą, skierować podopiecznego do lekarza. Brak pokory, to chyba jeden z najczęstszych błędów. Więc jeśli Twój trener na wstępie mówi Ci, że jest nieomylny, że masz słuchać od dziś tylko i wyłącznie jego. To puknij się w głowę.

Wszystkie karty : benefity, multisporty, beactive (tak bardzo popularne wśród studentów) dla użytkowników- owszem ułatwiają dostęp do wielu klubów ( boxów crossfitowych z prawdziwego zdarzenia jeszcze nie i oby nigdy ! ). 
Zauważcie, że tam gdzie tanio, tam i dużo ludzi. Różnych ludzi. A tam gdzie dużo ludzi na treningu zwykle króluje bylejakość. Prowadząca do kontuzji, złych nawyków. Nie wspominając już o atmosferze, wrogich spojrzeniach (kto dziś ładniej wygląda na treningu etc.) Dlatego wolę wybierać miejsca gdzie nie wszyscy mają dostęp : bo ich nie stać, te wszystkie cholerne karty tego nie ogarniają, gdzie jest rodzinna atmosfera, znajome twarze, przyjazne zbicia piątek po treningu, trenerzy którzy zawsze, nawet „po godzinach” są całym sercem w miejscach swojej pracy. Identyfikują się z nimi i dbają o jakość treningów.
 
Nie idźcie na ilość, uciekajcie od komercji. Sztucznych więzi. Małe osiedlowe fitness kluby- szanują klientów, są tanie – tu nie płacisz za markę. Zależy im na dobrych instruktorach- dużo ryzykują jeśli zatrudnią byle kogo..
Dobrze zastanówcie się zanim wybierzecie miejsce gdzie chcecie trenować. Nie starajcie się znaleźć najtaniej- lepiej zapłacić trochę więcej, zaoszczędzić (może na jedzeniu na mieście, kolorowych gazetach etc.) i zainwestować w swoje zdrowie właśnie.
Szukajcie lokalnych, outdoorowych inicjatyw. Grup które wspólnie: biegają, trenują, umawiają się, wzajemnie wspierają i motywują. 
 
Polecam Wam stronę znajomych. Dziewczyny testują fitness kluby ( są to wizyty in cognito, nie otrzymują za testy zapłaty, są bezstronne) warto przeczytać, zasięgnąć opinii : KLIK
****
Komentarze: