…zdaję się,że chwyciłam się za temat rzeka, przegadany. Zazwyczaj jeśli o czymś się dużo mówi, mało się robi a propo tego, prawda? Więc będzie absolutne minimum.
Zacytuję wspaniały wpis z Alice in Perfectland :

„Regularność to klucz do sukcesu.:
Codziennie słyszę od ludzi, że nie mają w sobie tyle siły, samozaparcia i determinacji, aby robić coś regularnie. Po sobie widzę jak zaczynam coś ze słomianym zapałem, a kiedy po 3 dniach nie widzę efektów,… zarzucam czynność i wracam do niej z doskoku. W ten sposób sukcesu nie osiągnę. Dlaczego nie potrafimy wykonywać ważnych na naszej drodze czynności regularnie? Pierwsza odpowiedź, która mi się nasuwa to stwierdzenie, że prawdopodobnie czynność nie jest nasza. Robimy coś, bo robią to inni lub idziemy w jakimś kierunku bo wydaje nam się, że jest to dla nas dobre. Bardzo często okazuje się też, że nasze działania nie mają na celu spełniać nas, ale oczekiwania innych.
„Dlaczego studiujesz prawo? Nie wiem, mama mówiła że to dobre studia.” „Dlaczego biegasz? Bo kolega biega i mi głupio, że ja siedzę na dupie i nic nie robię na rzecz rozwoju mojego ciała.”
Zauważasz, że czynność którą wykonujesz nudzi Cię, powoduje znużenie, a zabranie się za nią poprzedzają godziny wymówek. To znaczy, że to co robisz nie jest Twoje. Może zamiast studiować prawo spełniałbyś się jako pisarz lub podróżnik. Może zamiast biegania, lepszą formą aktywności dla Ciebie jest taniec lub sztuki walki? A może po prostu przepłynięcie kilku basenów uwalnia w Tobie endorfiny? Sama wielokrotnie łapię się na tym, że to co robię to zaspokajanie cudzych oczekiwań lub konformistyczne postępowanie. Ale zdaję sobie sprawę z tego jak jest. Mam odwagę przyznać się przed sobą, że droga, którą obrałam nie zaprowadzi mnie do celu. A to już milowy krok do sukcesu. W takim momencie wiesz, że drogę należy zmienić, bo gdzieś obok czeka ścieżka z cudownymi widokami na sukces, a podróż nią to czysta przyjemność i wiatr we włosach. Przygód na drodze, co do której wiem, że nie doprowadzi mnie tam, gdzie powinna nie traktuję jako porażki. To cenna nauka, dzięki której z dnia na dzień jestem bliżej odkrycia siebie. Nie siebie, którą Tworzy otoczenie, ale tej prawdziwej, ukrytej pod warstwą oczekiwań, wygody, przyzwyczajeń i programów wgrywanych w moją głowę od narodzin. Jeśli znajdziesz coś co sprawia Ci frajdę i rozwija Ciebie to wtedy konsekwencja nie jest niczym trudnym. Przychodzi naturalnie.
Czasem regularność zaburzona jest zwykłym zmęczeniem. Wtedy odpocznij, zachwyć się światem i jeśli wrócisz do czynności z zapałem to wiesz, że to co robisz to Twoja właściwa droga do celu.
Radość z działania przyjacielu.”
a z autopsji dodam,że każdy musi znaleźć swoją motywację. Jeśli nie zaangażujesz się w coś w 100% nie będziesz tego chcieć i nie zaczniesz ciężko pracować nic z tego nie będziesz. Trzeba określić punkt startu, obrać cel i udać się w drogę. To oczywiście matefora dotycząca aktywności fizycznej, stylu życia wprowadzania zmian etc.
Tak naprawdę wszystko co zaczęłam robić 6lat temu, było jedną wielką podróżą, wyborem pewnego stylu życia. Który początkowy sprawiał mi trudności, bywało i bywa ciężko, ale tak naprawdę wszystko to daje mnóstwo energii, radości.
Zaczynając od minuty biegu aż po dzis dzień gdy 43km to dla mnie osiągalny dystans. Więcej jeszczu nie sprawdzałam.;d Od czasów gdy zrobienie 5 burpees było dla mnie harcorem, gdy dzis potrafię trzepać je do stówy..Tak naprawdę jeśli chcesz możesz wszystko. Ograniczenia siedzą sobie w  Twojej głowie.
Prosty przykład: biegnę, mam okres, koszulka obciera mi ramię, ipod za moment się rozładuje, zapomniałam bidona z wodą, mam do zrobienia 20km, a mi już się nie chce..no tak się nie da..jest parno,duszno, w ogóle to wieje nie z tej strony co trzeba, niewygodnie mi, ciągle ktoś się na mnie gapi i w ogóle fuu, niedobrze jest-> tak podpowiada głos w mojej głowie. Jestem na 6km, zaczyna padać, fuck shit mnóstwo innych przekleństw z mojego bogatego słownika wulgaryzmów., I oczywiście wszystkie dotyczą środowiska zewnętrznego, a nie mnie samej. A wiecie kto nawala w tym momencie ? JA. tak, ja: nie ludzie, nie pogoda, koszulka, ipod. JAK TO SIĘ NIE DA, DA SIĘ DA! Kilometr 8, zaczynam czuć luz, szczęście, radość, myślę o życzliwych mi ludziach, milionie rzeczy w świecie które kocham, kałuża? -pff, błotko? -cóż. Pot mieszający się  z deszczem, mokre buty, ale właśnie w tym momencie wygrywam JA z moją wewnętrzną siłą. Mogę krzyczeć;”jest wspaniale”!!!!!! I ZACZYNAM SIĘ ŚMIAĆ NA GŁOS. Uśmiecham się do wszystkich, i teraz to się dopiero na mnie patrzą, wbiegam na tereny gdzie jestem sama; ja, deszcz, błotko, drzewa, chmurki. I czuję się bosko , i wiem co jest moją motywacją. I to się nazywa boski trening, to jest TO.
No challenge no glory !
Komentarze: