Wiedziałam, że kiedyś nastąpi ten moment gdy opiszę moją historię wielkiej.nieskończonej.(i jak się okazuje).odwzajemnionej.miłości z kettlami.
Zaczęło się ponad rok temu. Zobaczyłam gdzieś taką dziwną czarną kuleczkę z rączką. I od razu zapragnęłam ją mieć. Podnosić ją, huśtać i wyciskać. No wiecie, jak to się dzieje, zauroczenie od pierwszego wejrzenia. Całkiem normalna reakcja, u mnie, na coś co potrafi sporo ważyć. A że należę do dziewczyn które uwielbiają żelastwo kupiłam 12 kg odważnik od razu. Zaczęło się ćwiczenie niepoważnie i głupio. Bo z filmików na YT. Potem trafiłam na bloga Angeli- instruktorki SFG2 (link) i zaczęłam uczyć się technik hardstyle. Zobaczyłam znaczną poprawę swojej kondycji i siły dzięki tej metodzie. Zaczęłam czytać mnóstwo fachowych tekstów, książek. Uczyć się od najlepszych. Praktycznie wszystko co trenowałam do tej pory ( biegi długodystansowe, survivalowe, pole dance, crossfit, siłownia, rower) zeszło na dalszy plan. Kettle się obroniły, bo dawały mi treningowo wszystko czego potrzebowałam.
Po prostu potrafiły zaspokoić moje treningowe potrzeby. Następnie zielonogórskie Intro w październiku 2015, gdzie totalnie zakochałam się w tej metodzie i społeczności. I zapragnęłam być częścią tej instruktorskej rodziny. Następnie 6 miesięcy ciężkich treningów i przygotowań. Momenty gdy mówiłam sobie, że i tak pewnie nie dam rady. Że odciski mnie wykończą.. Momenty… Powoli zaczęłam być kojarzona z kettlami, przez znajomych, przez bloga, przez rodzinę. Coraz więcej osób zaczynało rozmowę ze mną, nie od tego ” co słychać”, tylko „jak tam z kettlami”. Coraz więcej czasu poświęcałam na treningi czasem miałam 2-3 dziennie. Gdy trenowałam „pod coś jeszcze” lub zrzucałam wagę. Dni odpoczynku wlekły się w nieskończoność 😉 Wszyscy wiedzieli, że te dni to doskonały czas , żeby mnie wyciągnąć gdzieś na miasto, bo w domu na pewno nie usiedzę 😉
Dostawałam coraz więcej pytań od Czytelników Bloga o kettle i treningi. Zaczęłam wplatać kettle w treningi grupowe i indywidualne które prowadzę. Większość ludzi bardzo pozytywnie reagowała na te treningi i chciała więcej. Ewidentnie zarażałam ;D W międzyczasie trenowałam kettle w grupie Oli Musielak (SFG2) w Warsztacie i Oh Lali, szkoliłam się z zaawansowanych technik ( windmill i bentpress) kettlebell u Bartka Bolechowskiego ( SFG2).
Zeszły weekend a właściwie ostatnie 6 dni spędziłam w Zielonej Górze. Jechałam zdeterminowana, ambitna, gotowa spełnić swoje cele i marzenia. Wyobraźcie sobie ! 6 miesięcy czekałam na te kilka dni, więc byłam mega podekscytowana!
SFG I, czyli kurs certyfikacyjny Strong First Girya to 3 dni warsztatów. 10 godzin dziennie. Przeplatanie teorii z praktyką. Doskonalenie technik. Szkolenie Instruktorów. Przybliżanie filozofii Hardstyle’u. Mnóstwo wiadomości oraz workouty. Nauka pracy z Podopiecznym ” Studentem Siły”.
Ostatni dzień to 8 godzin egzaminów , 4 części:
-testy techniczne ( double front squat, double clean, one hand swing, tgu, snatch )
-testy umiejętności nauczania
-snatch test
-grad workout
Udało mi się, zaliczyć wszystko. Nie było łatwo, ale tak to już jest, że jeśli coś w życiu łatwe nie jest, wymaga sporo pracy, wyrzeczeń , potu, wysiłku i krwi ( zdarza się gdy odciski pękają, a ja muszę.koniecznie.dokończyć.ten.trening 😉 to daje to ogromną radość i satysfakcję.
Zakwalifikowałam się do niższej kategorii wagowej kobiet ( do 56 kg), z tej wyższej jedynie snatch test był nie do zrobienia dla mnie. Kilkadziesiąt osób zmierzyło się z tym wyzwaniem, niektórym się nie udało, było dosyć gorąco i wilgotno, cześć podchodzących do egzaminu przeliczyła się ze swoimi możliwościami. 9 kobiet starało się o tytuł instruktora. Chyba nie muszę wspominać, że wszystkie z nas to równe babki ? 😉
Poziom merytoryczny kursu i pasja kadry StrongFirst dały mi do zrozumienia, że wybrałam dobra inwestycję w siebie. Oraz moich przyszłych uczniów 😉
Wielkie gratulacje dla tych, którzy odebrali swoje tytuły instruktorskie na kursie.
Wartości, idea, metodyka, społeczność są prawdziwą siłą tej rodziny. A bycie instruktorem to nie tylko siła fizyczna, ale mądra siła i wiedza poparta doświadczeniem. Wieczorami przed snem, po szkoleniu,słuchałam disco polo ( juz wiem kto się uśmiechnie czytając to, TAK SERIO!), więc wyobraźcie sobie jak umysłowo i fizycznie musiałam być skupiona przez cały dzień ! 😉
Tak jak napisała Angelika (link) ” #StrongFirst zmienia ludzi na lepsze. W naszej gestii jest teraz to lepsze utrzymać na powierzchni naszych niestabilnych i kapryśnych charakterów, rozwijać i cieszyć się z bycia SFG. Moment otrzymania certyfikatu instruktorskiego nie jest końcem, tylko początkiem zmian, ciężkiej, pokornej świadomej odpowiedzialnej pracy nad sobą i swoimi studentami, dbania o dobre i szczere relacje oraz wzajemny szacunek i lojalność. ” I zgadzam się tutaj z każdym słowem.
Nie pozostaje mi nic innego, jak cieszyć się z sukcesu, potraktować go jako dalszą motywację i zabierać się ostro i pokornie do pracy i treningów 😉
Wszystko to pokazuje, że warto iść na głosem serca, focusować się na swoich celach i marzeniach i PO PROSTU NIMI ŻYĆ. Nie szukać wymówek typu : sesja, znajomi, uczelnia, nie chce mi się , za drogo, nie mam czasu, nie dam rady.
Tylko skakać na głęboką wodę i mocno przebierać nogami. Wierząc, że popłyniesz. Dodać do tego mądrą głowę, cierpliwość, pasję i determinację i już cel w zasięgu wzroku. 😉
Wszystkie podziękowania i ochy achy, matki i ojców mojego sukcesu wymieniam < TUTAJ >
Certyfikat międzynarodowy Instruktora StrongFirst (SFG1) uzyskałam z wyróżnieniem , osobiście zostałam poproszona przez prowadzącego MASTERA Petera Lakatosa o asystę w kursie za rok. To ogromne wyróżnienie dla mnie. Dodatkowo jestem najmłodszą dotąd Instruktorką SFGI w Polsce. Jeśli się mylę, poprawcie mnie, ale proszę nie zabierajcie mi tego, to tak czadersko brzmi haha 😉
Po szkoleniu Master zapytał mnie czy jestem zadowolona. Powiedziałam : „że chociaż uważam, że kilka rzeczy jest do dopracowania, to spełniłam właśnie swoje ogromne marzenie i jestem najszczęśliwszą dziewczyną na tej planecie „.